Prosto o biznesie, finansach, podatkach, i prawie. Po prostu.

Z cyklu „Teraz kobiety - rozmowy z liderkami współczesnego świata”: Agnieszka Gaczkowska

 Z cyklu „Teraz kobiety - rozmowy z liderkami współczesnego świata”: Agnieszka Gaczkowska Z cyklu „Teraz kobiety - rozmowy z liderkami współczesnego świata”: Agnieszka Gaczkowska

Miałam przyjemność porozmawiać z cudowną, inspirującą kobietą, która wie nie tylko jak zarabiać i pracować z pasją, ale także jak wspierać i motywować innych. Agnieszka Gaczkowska z Oplotki.pl, autorka książki „Oplotki. Sukces handmade”, przedsiębiorczyni, liderka, żona, matka, córka. Połączyła pasje, talenty kreatywne i stworzyła biznes. I to nie byle jaki! Biznes model Oplotki.pl spójnie łączy elementy biznesowe z budowaniem pełnych ciepła relacji.

Oplotki to kobieca firma, która rozrosła się dzięki umiejętnej strategii online. Kiedy potrzebowaliśmy nadziei i wsparcia, podczas pandemii Covid-19, Oplotki były gotowe. Agnieszka porównuje wykonywanie rękodzieła do „jogi umysłu” i jest to strzał w dziesiątkę. Oplotki to handmade mindfunless online.

Bardzo dziękuję, że zgodziłaś się na tę rozmowę. Czy mogłabyś, proszę, opowiedzieć krótko czym się zajmujesz zawodowo? Jakbyś nazwała swoje stanowisko pracy? Gdybyś miała siebie określić, jak by to brzmiało?

Dziewczyny dały mi taki nieoficjalny przydomek: CHO, czyli Chief Handmade Officer. Śmiejemy się, że jesteśmy „handmade corpo”

Ale do tego momentu to była długa droga, prawda?

Tak, moim formalnym wykształceniem jest architektura. Studiowałam na Politechnice Poznańskiej architekturę i urbanistykę. Potem również na Technische Universitat w Berlinie. Wizja biegania w obcasach i w kasku po budowie, wybierania koloru ścian - to było coś, co we mnie żyło od dzieciaka.

A na architekturę zaprowadziło mnie rękodzieło! Od zawsze rzeźbiłam, malowałam, byłam artystycznym dzieciakiem. Najpierw poszłam na filologię angielską, żeby się wyrwać z małej dziury na studia. Dopiero wtedy mogłam fachowo uczyć się rysunku czy rzeźby, jako że nie było takich możliwości w mojej miejscowości, a moich rodziców też nie było na to stać. 

Ale to Cię to nie powstrzymało.

Dokładnie! To mi pokazało, że wszystko w życiu dzieje się po coś. Dopięłam swego. Byłam już po jednych studiach, byłam mężatką. Obroniłam się pierwsza na roku, dostałam Studenckiego Nobla. Pojechałam studiować do Berlina. Droga była na początku wyboista, aby na architekturze było lżej.

Zanim pojawiły się dzieci, byłam już właścicielką swojego biura. Jeszcze przy pierwszym dziecku próbowałam światu udowadniać, że się da! Ale kiedy pojawiło się drugie, zrozumiałam, że żyję marzeniem o tej pracy, a w rzeczywistości biegam po budowach i szarpię się z robotnikami.

Dlaczego mam całemu światu udowadniać, że jestem wystarczająco kompetentna? Wystarczająco wytrzymała? Dlaczego muszę zarywać noce, żeby cały dzień biegać po budowie kosztem rodziny? Komu i co udowadniam?

Zrobiłam pauzę zawodową i moje poczucie wartości zaczęło spadać. Wiadomo: nie pracujesz, to nie zarabiasz. Oszczędności szybko topniały; mieszkanie w centrum Poznania, dwójka dzieci - kosztów nie ubywało. A człowiek przywykł do pewnego komfortu życia. 

Na ratunek przyszło mi rękodzieło

Wyżywałam się kreatywnie projektując wnętrza, urządzałam dom kocami, pledami, dywanikami itd. Wtedy dotarło do mnie, że w rękodziele jest niesamowity potencjał. Uratowało mnie to od depresji poporodowej; tego ciągłego bycia w domu z dziećmi, trochę takiej samotności w tłumie. 

Od czego się to wszystko zaczęło?

Zaczęło się od tego, że kobiety zaczęły kupować moje produkty. Zleceń było tak dużo, że nie dawałam rady się wyrobić - więc zaczęłam je uczyć. Mówiłam: same zróbcie, dacie radę! Nagle się okazało, że na warsztatach rękodzieła nie tylko jest przestrzeń na zrobienie kocyka za połowę, 1/3, 1/7 ceny; ale to przede wszystkim wartościowe rozmowy, dmuchanie sobie w skrzydła, zagrzewanie do przedsiębiorczości, do sukcesu.

Dla mojego męża była to wówczas porażka: oto ja, pani architekt, uczę szydełkowania na warsztatach. Ale dla kobiet, które spotykałam, to był triumf, szansa by zapytać siebie: co lubisz robić? Dla nas wszystkich, a szczególnie dla mnie był to moment, w którym zrozumiałam, że jedynie ja mam prawo decydować, jak wygląda moja definicja sukcesu.

„Jedynie ja mam prawo decydować, jak wygląda moja definicja sukcesu”

Chodziło o to bym miała czas dla dzieci, dla męża, dla siebie; żebym mogła robić to, co sprawia mi frajdę, ale tak, żeby można było również opłacić rachunki. Nie czarujmy się, mąż nie będzie sam utrzymywał pięcioosobowej rodziny, i cieszył się, że zrezygnowałam z architektury, by teraz charytatywnie prowadzić warsztaty, bo lubię.

Zależało mi na jakości, więc warsztaty do tanich nie należały, ale musiałam zmieścić się w jakichś widełkach, żeby ktoś chciał je kupić. Zauważyłam, że w sprzedaży online jest większy potencjał, bo mogę robić warsztaty dla większej ilości osób naraz.

Zainwestowałam w online MBA, zaczęłam się uczyć, jak się robi programy online, różnego rodzaju formaty. Tworzyłam tego typu produkty jeszcze zanim wszystkim się w ogóle zaczęło śnić o kursach online.

Biznes online

Kiedy zaczęłam, wszyscy pukali się w głowę: coś ty wymyśliła? A ja przyciągałam osoby albo z zagranicy - Polonię, która tęskniła za Polską i chciała po polsku pogadać, albo kobiety, które z różnych powodów nie były w stanie przyjść na stacjonarny warsztat.

Oczywiście.

Kiedy zobaczyłam, jakie są możliwości online to uwierzyłam, że mogę już w swojej głowie zamknąć furkę z napisem „Pani Architekt”. To był przełomowy moment. Cały czas jeszcze prowadziłam warsztaty stacjonarne, ale już tylko raz czy dwa razy w miesiącu. 

Już nie musisz tego robić w mieszkaniu...

Dokładnie. I w żadnym modelu biznesowym, takim stacjonarnym, nie byłoby możliwe zrobienie warsztatów dla 5-6 osób (nie robię takich masowych - bardziej wolę kameralne, gdzie z każdym mogę pogadać). Praca online oznacza, że nie muszę zatrudniać sztabu ludzi, którzy robią za mnie warsztaty. Mogę być z klientem twarzą w twarz, być tą energią, taką lokomotywą, a z drugiej strony więcej osób naraz oznacza również zarobek wystarczający do utrzymania się.

Kiedy zobaczyłam, że to działa, to zaczęłam patrzeć dookoła i mówić: Boże, wokół jest tyle niesamowitych rękodzielników! To są najczęściej kobiety. Robią cuda, najczęściej po pracy na etacie. Zobaczyłam…

Tę niszę.

Tak, tę niszę. Ja to mogę dawać z taką lekkością, z taką przyjemnością. Po drugiej stronie jest bardzo duża potrzeba. Czasami nikogo nie muszę uczyć od podstaw rękodzieła, ale daję kompetencje biznesowe. Jest ta misja: hej, zobaczcie, jak rękodzieło może pomóc się odprężyć. Nie znasz w ogóle rękodzieła, skorzystaj z kursu szydełka, kursu makramy!

I odnalazłaś swoja misję. 

Dokładnie. Okazało, że moja misja to zarażać rękodziełem.

Misja: rękodzieło

„Moja misja to zarażać rękodziełem”

Moje marzenie to dotknąć miliona osób tym bakcylem rękodzieła. Tym, że możesz usiąść, odprężyć się, zrobić coś wspaniałego, ale też trochę pobyć ze sobą, przestać skrolować. Dać sobie chwilę wytchnienia, bo jak dziergasz ten szalik, dzieje się magia rękodzieła. Jesteśmy ze sobą, mamy czas odreagować, uspokoić się i tak dalej. Mindfulness w praktyce.

Jeżeli jestem w stanie sama dotknąć dziesięciu osób: pięciu na warsztacie, trzystu na warsztacie online, to to idzie powoli, nie? Ale jeżeli będę w stanie nauczyć innych rękodzielników, żeby robili to samo, czyli dawać im te biznesowe narzędzia, to my jesteśmy armią ludzi. Ten milion jest jak najbardziej realny - my go jeszcze przekroczymy.

Super!

Wtedy zaczęłam też uczyć twórców rękodzieła biznesu: jak robić kursy, jak robić warsztaty online. Wybrałam branżę handmade, bo tutaj są głównie kobiety; ich biznesy zaczynają się w tym okresie, co u mnie: około-macierzyńskim. Jakiś zakręt w pracy, czasem zwolnienia - nie mówi się o tym, ale kobiety z małymi dziećmi bardzo chętnie są zwalniane. Przedsiębiorczość jest często wymuszona, bo nie mamy innego wyjścia, albo po prostu już nie chcemy wracać do dawnej pracy.

Wtedy chcemy zacząć coś swojego. Jak te babki zaczynają zarabiać na rękodziele przyzwoite pieniądze, to już nie robią tego po godzinach - to się staje normalną pracą.

Społeczność Oplotki.pl

Zaczęłam rozwijać Oplotki jako organizację: ze stanowiskami pracy, podziałem odpowiedzialności i tak dalej. Wiadomo, że pojawiają się wtedy duże koszty.

Psychicznie jest to inna odpowiedzialność. Już nie tylko zarabiam dla siebie, dla swojej rodziny; teraz nie tylko zatrudniam ludzi, ale ci ludzie stają się podporą swojej własnej rodziny.

Ludzie myślą o branży handmade: a, biznes wacikowy, se coś dłubie po godzinach. Ale tylko do punktu, gdzie stajesz się pracodawcą i komuś pomagasz zapewnić byt rodzinie. To odpowiedzialność. 

Jak sobie radziłaś z presją?

Była to świadoma praca. Mam filozofię, że jeżeli czegoś nie wiesz, szukasz kogoś, kto wie - on ci skróci drogę. W tym przypadku chciałam się nauczyć, jak budować kulturę organizacji, w której każda z nas ma spójne wartości, wiemy komu służymy, co chcemy dać. Jaką chcemy zostawić po sobie historię.

Zaczęłam się uczyć od osób, które po prostu to robią. Studiowałam online MBA u Sigrun, Islandki, która mieszka trochę w Szwajcarii, trochę na Islandii. Bardzo polecam. Sama jestem jej afiliantką, a obecnie mentorką w tym programie. Widziałam, jak ona kształtowała swoją organizację - biznes online.

Możliwość prowadzenia biznesu online daje kobietom, zwłaszcza z dzieciakami, dużą elastyczność.  Dla mnie to jest w ogóle rewolucja, która się dzieje na naszych oczach. Te możliwości, które teraz mamy jako kobiety, co my możemy zrobić z całym tym bagażem społecznych obciążeń na plecach, to jest kosmos.

I im więcej się dzielę, im więcej daję, tym bardziej do tej organizacji przyciągam osoby, które nadają na tych samych wibracjach. Naprawdę wierzę, że jak dotknę tego miliona ludzi, to świat stanie się odrobinę bardziej uśmiechnięty, odrobinę szczęśliwszy, odrobinę lepszy dla moich dzieci.

„Wierzę, że jak dotknę miliona ludzi, to świat stanie się odrobinę szczęśliwszy, odrobinę lepszy dla moich dzieci”

Organizacja Oplotki to tak naprawdę społeczność.

Coaching, mentoring i mastermind

Chciałabym z Tobą porozmawiać o mentoringu. Słuchałam podcastu Jay’a Shetty „On Purpose”, gdzie usłyszałam: „The best mentorship is someone’s honest experience”. Ty dużo mówisz o SOMBA, o Sigrun. Jesteś mentorem w swojej organizacji.

Wspaniale, że chcesz o tym rozmawiać. Rzeczywiście jest tak, że teraz wszyscy chcą cię coachować, nie? Dla mnie coaching, to jest pracowanie na zasobach coachowanego, czyli ktoś ci zadaje pytania, ale ty wszystkie zasoby masz w sobie.

Natomiast mentoring rozumiem jako dzielenie się swoim doświadczeniem. Ktoś może z tego czerpać i świadomie decydować, co zrobi to z twoją mądrością. Ja polecam format mastermindowy, jest to hybryda pomiędzy jednym i drugim. To format grupowych warsztatów, pięć osób plus ja jako facylitator. Format kameralnej grupy.

Przez pół roku, raz na dwa tygodnie spotykamy się na zoomie na dwie godziny. Ten format sprawia, że nie tylko kładę na stół to co wiem, nie tylko mogę pracować coachingowymi narzędziami, ale jeszcze multiplikuję to razy wartość takiego know-how, wyciągniętego z głów tych pozostałych czterech osób.

Jestem dumna z tego formatu, bo nim pracuję również w Akademii Rękodzielnika. To jest moja strefa geniuszu, jestem tutaj najbardziej skuteczna. Mam dar wyciągania z każdej osoby tego, co najlepsze.

„Mam dar wyciągania z każdej osoby tego, co najlepsze”

I to sprawia, że nie jestem tylko ja i moje kompetencje, ale to jest multiplikowane razy pięć kolejnych osób.

Spotkałam się z negatywnym odebraniem mentoringu w polskiej społeczności przedsiębiorców, co mnie bardzo zaskoczyło. Z mojego doświadczenia, jako mentorki oraz mentee, wynika, że jest to jedna z lepszych metod rozwoju jako lider. Cudownie mieć kogoś, kto ma doświadczenie w naszej specjalizacji, a także doświadczenie z innych dziedzin. I tak jak mówisz, połączenie tych doświadczeń eksploduje później w coś pięknego. Wszyscy wspólnie się rozwijamy. 

Dokładnie, uderzyłaś w bardzo ważny punkt. My mamy naleciałości kulturowe. W naszym szkolnictwie jesteś uczniem nauczyciela w relacji hierarchicznej drabiny. Jest ten jeden mądry i ci wszyscy, co siedzą na dywanie i słuchają z otwartymi ustami.
W dzisiejszych czasach ten format jest przestarzały.

Dlatego na przykład w naszym logo, czy nawet na okładce książki, to jest krąg. Dlatego to są O-PLOTKI. To „O”, to jest krąg - symbol partnerstwa, równości. Wierzę, że my się wszyscy od siebie nawzajem uczymy. Jestem tak samo mądra mądrością moich klientek, jak one czerpią z mojej mądrości. I myślę, że mentor to tak naprawdę jest każda osoba, którą spotykamy, każde doświadczenie, nawet to negatywne.

„Mentor to tak naprawdę jest każda osoba, którą spotykamy, każde doświadczenie, nawet to negatywne”

To my zmieniamy podejście do samego procesu rozwoju, czy uczenia się. 
To nie jest tak, że źle wybrałam mentorkę, źle zainwestowałam w kurs czy program. Nie. To jest tak, że miałam z tego wziąć tę jedną rzecz. Może tę lekcję, że trzeba było lepiej przemyśleć decyzję.

Ale zawsze wyciągam konkretną wartość. Czasem dopiero po latach refleksji.

Mit Matki-Polki i inne kalki

W książce piszesz o tym, jak wiele wewnętrznych ograniczeń bierze się z naszej kultury; ile masek, ile mitów, jak "Matki Polki". I to poczucie winy...

Dokładnie, zawsze czujesz, że coś robisz nie tak. Ja z tym bardzo długo pracowałam - i ciągle pracuję ;-) - i przyznam, że mi bardzo pomogło zanurzenie się w międzynarodowej społeczności. Bo tam nie było jednego wzorca, tego mitu Matki Polki, która siedzi w domu, a jednocześnie ma wyrzuty sumienia, bo powinna karierę robić.

Właśnie, tak. Jest to bardzo frustrujące. Kolejna „norma”, kolejna „powinność”…

Bardzo mi pomogło online MBA. 97% to były przedsiębiorczynie z całego świata, z różnymi obciążeniami, okolicznościami. Na przykład dla Francuzki w dobrym tonie jest już po sześciu tygodniach po urodzeniu dziecka wrócić do pracy i być szczupłą żyletą. Niemki to w ogóle się dziwiły: „Ty się męża pytasz, że chcesz w coś zainwestować??” Dla nich to była obraza dla męża, bo ty masz podejmować autonomiczne decyzje.

Normy są różne na całym świecie – nie ma tej jednej dobrej, tej prawidłowej. Dla mnie to było uwalniające. Bo kiedy miałam wyrzuty sumienia, że dziecko ma dwa i pół roku, a już chodzi do przedszkola, to Francuzki się dziwiły: „Naprawdę mąż ci pozwolił tyle w domu siedzieć?”

Nagle ktoś postawił mi przed twarz lustro: Boże, ja też mam takie normy w swojej głowie, tylko ich nie dostrzegam, bo one są tak głęboko we mnie.
Jest tak dużo modeli, że mamy prawo wybrać ten, który nam się podoba, a nie ten, który się podoba innym Polakom, nie?!

Tak. W Twojej książce piszesz o presji bycia matką w Polsce. Wychowując dziecko w Szkocji czułam większy luz. W Szkocji mogę wyjść na ulicę w piżamie i nikt nie będzie na mnie krzywo patrzył. Dajmy sobie spokój! Męczące jest to ciągłe bycie osądzanym, ciągła presja by być piękną, super-żoną, super-matką, czy super-liderką/pracownicą...

Tak, tak. Uderzyłaś w ten najważniejszy punkt. Też byłam w tej pułapce, że co bym nie robiła, zawsze gdzieś będzie nie tak. I tak naprawdę, kiedy mi kliknęło w głowie, że to ja jestem odpowiedzialna za swoje szczęście, nikt mi go na zewnątrz nie da i sama muszę podejmować decyzje, to nagle przestałam się z mężem kłócić o to, kto będzie sprzątał. Po prostu usiadłam i powiedziałam: „Wiesz co? Nie będę tego robić”.

„To ja jestem odpowiedzialna za swoje szczęście”

W książce wspominasz, że cztery razy myłaś podłogi, kobieto! Cztery razy? Ja myłam tylko dwa!

Teraz możemy się śmiać.  Ale ja oczekiwałam, że on się zlituje i powie: „Ty jesteś taka biedna, zmęczona… Daj, ogarnę!” i zacznie to robić. Dopóki sobie nie uświadomiłam: kobieto, jak nie usiądziesz i nie powiesz, że ma być inaczej, to nic się nie zmieni.

Napisałam o tej podłodze, bo był to dla mnie moment przełomowy. Spodziewałam jakiejś kłótni, Bóg wie jakich negocjacji, a to było po prostu: „Aha, dobra, no to spoko, ja będę mył”. Czemu ja na to nie wpadłam 10 lat temu?

Później poszła cała fala renegocjowania tego, jak wygląda nasza codzienność. I to nie mówię teraz o tym, żeby zepchnąć wszystko na tego mężczyznę i niech on tam "kur domowy" wszystko robi. Chodzi o to, żeby jak coś Cię uwiera, to położyć to na stół i wziąć odpowiedzialność za swoją decyzję, pogadać, komunikować się szczerze.

Nie oczekuj, że ktokolwiek inny to zrobi, tylko to ty możesz zmienić to, co Twoim zdaniem wymaga zmiany. Dla mnie największym biznesowym przełomem było to, że trochę inaczej poukładałam życie w domu, bo w końcu miałam przestrzeń mentalną, żeby się rozwijać jako przedsiębiorca i wewnętrzny spokój, że biznes nie dzieje się kosztem rodziny.

Marzenia, talent i pieniądze - walczmy ze stereotypami

Porozmawiajmy o marzeniach, że one się nie spełniają, tylko to my je spełniamy. Nie ma księcia na białym koniu, który przyjdzie i nas uratuje. Porozmawiajmy o pieniądzach, o finansowej niezależności, bo ona jest bardzo ważna, zwłaszcza jeżeli chodzi o nas, kobiety. I o energii pieniądza, i jak zbudować z nim zdrową relację. Jak połączyć misję i pieniądz. Kulturowe obciążenie wygląda tak: jeżeli chcesz dobrze zarabiać, to jesteś chciwa, a jeszcze dobitniej to widać w kontekście rękodzieła. No bo przecież ja sobie siedzę i sobie dłubię ten szaliczek... Jak ważna jest cudza ocena i jaki był Twój proces myślowy, kiedy myślałaś o finansach, o tej niezależności energii pieniądza, o tym, jak wycenić swoje umiejętności? 

Dziękuję Ci za to pytanie. O pieniądzach mogłabym godzinami, bo można wiele aspektów i tabu odczarowywać. Mamy stereotyp, że to mężczyzna ma zarabiać, że to na nim ciąży odpowiedzialność za utrzymanie rodziny. I mamy też mit biednego artysty - ja staram się go mocno odczarowywać w swojej działalności, wręcz wkładam często kij w mrowisko i prowokuję.

Pokutuje mit, że jak jesteś utalentowana, to już nie możesz zarabiać; jeśli dobrze tworzysz i sprzedajesz, to to się jakoś kłóci. Że w ogóle jak sprzedajesz, to znaczy, że jesteś słaba, bo przecież jeśli tworzysz świetne prace to „siedź w kącie, a cię znajdą”, nie? 

A kiedy mówisz: „Hej, ja się znam, jestem dobra” - to od razu jesteś chwalipięta, próżna, buc i tak dalej. Jako kobiety, musimy ten mit obalać i wspierać te, które odważają się sięgać po bezczelne, wielkie, odważne cele.

Tak samo ważne jak działania tych odważnych jest być tą, która poklepie po plecach i powie: „super, dzioucha (świadomie używam śląskiej gwary - wyniosłam z rodzinnego domu kult pracy, ale już niekoniecznie nawyk chwalenia, doceniania i samozadowolenia z jej owoców), zrobiłaś robotę”. To jest tak, że kiedy popieramy takie akcje, pokazujemy, że to jest okay wychylać się, walczyć, robić coś na przekór schematom.

Jak się odpowiednio wycenić?

My w Oplotkach nie chcemy konkurować ceną, ale jakością. Na YouTube możesz nauczyć się szydełkować za "friko", prawda? Wchodzisz na YouTuba i masz milion tutoriali. A my sprzedajemy kursy za 450-550 zł, bo najważniejszą walutą jest tu czas. Stracony czas nigdy do nas nie wróci.

My oferujemy skrócenie wielogodzinnego procesu poszukiwania odpowiedniego filmiku na YT i zamieniamy to na przetestowany przez liczne kursantki proces, który jest ułożony od A do Z w spójną, przyjemną, przynoszącą efekty drogę nauki.

Zatem wycena wcale nie odbywa się w oparciu o wyliczenie: materiały + koszt + marża = kwota. Wartość, która jest wyceniona w pieniądzu to jest wymiana energii, wymiana czasu, doświadczenia - klientki płacą za efekty, osiągnięcie celu - czyli nauczenie się danej techniki rękodzieła od podstaw do poziomu projektowania własnych prac.

Są osoby, które czasu mają dużo, ale mają słabe zasoby finansowe - one na pewno nie kupią tego kursu, będą szperać w YouTube i tam się uczyć robić makramy. Ale są takie, które bardzo cenią swój czas - jak nasze klientki: zabiegane mamy, dla których każda chwila jest cenna; albo osoby na wysokich stanowiskach, które kiedy mają godzinę na relaks, to nie chcą jej tracić na grzebanie w YouTube.

One chcą wejść, jak najszybciej się nauczyć, zamknąć komputer, a później sobie dziergać; doceniają też, że na naszych kursach poznają podobne osoby i mogą nawiązywać trwałe relacje.

Kiedy robię warsztaty szydełkowania, nasza absolwentka z Akademii Rękodzielnika też robi warsztaty szydełkowania i jeszcze trzy inne osoby. Każda z nas teoretycznie robi to samo, ale jedna dodaje elementy treningu mentalnego („jest ok”), druga dodaje elementy humoru, trzecia dodaje jeszcze inne elementy, jak na przykład dodanie pokrewnych technik rękodzieła.

Nagle okazuje się, że każdy z tych warsztatów można wycenić zupełnie inaczej. I chociaż każda z jego uczestniczek uczyła, jak się robi szydełkowy dywan, jednocześnie każdy warsztat wniósł zupełnie inną wartość dodaną (ponad warstwą rękodzielniczego know-how). Pojawia się tu wiele aspektów - dla jednej w tym momencie życia rozwój mentalny jest na wagę złota, a inna potrzebuje się pośmiać, bo jest na skraju wyczerpania psychicznego z trójką dzieci w domu.

Wyceniając produkty czy usługi szukamy tej unikalnej wartości, którą możemy wyrazić w pieniądzu, i jeszcze dopasowujemy to do klienta, który operuje w jakichś widełkach finansowych. Nagle odkrywamy, że świat jest pełen obfitości, każdy z nas może dobrze zarabiać, każdy z nas może pracować bazując na swoich mocnych stronach, wykorzystywać swoje najlepsze kompetencje - nie tylko rękodzielnicze.

„Wyceniając produkty czy usługi szukamy tej unikalnej wartości, którą możemy wyrazić w pieniądzu”

Poszukiwanie równowagi i gender equality

Przez to, że jesteśmy kobietami w tej naszej społeczności handmade (i nie tylko w naszej, bo myślę, że to się stosuje w ogóle do nas - kobiet w biznesie), bardzo ważny jest dla nas aspekt rodzinny.

W świecie biznesu często spotykam z ekstremami i mam poczucie, że kiedyś brakowało mi wypośrodkowania, więc bardzo chcę promować ten środek. Z jednej strony mamy bizneswoman bez życia prywatnego, bo je poświęciły dla interesów, z drugiej te, które wszystko poświęciły dla rodziny…

Chcę swoją działalnością pokazać, że jest “złoty środek” i ta definicja sukcesu może być dla każdego zupełnie inna - ale jednocześnie wcale nie wymaga poświęceń! Możemy mieć jedno i drugie - ale to do nas należy praca dbania o definicje tego sukcesu i przekładanie tej teorii na codzienną praktykę.

Ja nie jestem sama. Mam męża, który też chodzi do roboty, przynosi jakieś pieniądze. On akurat jest w korpo, więc to jest pensja co miesiąc. Tak naprawdę jesteśmy od siebie niezależni - ja bym sobie poradziła bez niego, on beze mnie.

My wybieramy, żeby razem tworzyć gospodarstwo domowe i każdy wkłada coś od siebie do tego koszyczka, ale nie muszę być z mężczyzną, bo on więcej zarabia i bez niego klepałabym biedę. Nasz związek to wybór, a nie obowiązek, czy społeczna norma.  I to jest uwalniające.

„Nie muszę być z mężczyzną, bo on więcej zarabia i bez niego klepałabym biedę. Związek to wybór, a nie obowiązek”

Dokładnie, przeraża mnie to, ile kobiet godzi się na nieszczęśliwe związki ze względu na pieniądze. Silne kobiety z mojej rodziny, zawsze mi powtarzały, że trzeba umieć liczyć na siebie. Nie znaczy to, że twój związek czy małżeństwo się nie uda, ale są różne koleje losu. A w dzisiejszych czasach bywa, że musimy się zamieniać rolami, by budować zdrowe partnerstwo. Dlatego niezależność finansowa jest tak potrzebna i dlatego uważam, że robisz świetną robotę w Oplotkach, dając kobietom moc i budując ich poczucie własnej wartości, ale też oswajając kwestie pieniądza. 

Poszłabym z tym o krok dalej. Nikogo już nie dziwi to, że kobieta dobrze zarabia; że zarabia lepiej niż mężczyzna; już nawet się nie oczekuje, że on będzie zarabiał więcej. Po latach uciemiężenia, prawdziwego obrywania tą niesprawiedliwością społeczno-finansową, teraz weszłyśmy w nurt wojujących feministek: „A teraz my wam pokażemy! Wy nam tak robiliście przez tyle lat, to teraz my wam zrobimy tak samo!” Jest to bardzo odpychające.

Rozumiem.

Mam wrażenie, że my mamy teraz jedyną chyba w historii okazję, żeby pokazać, że naszą mocną stroną, też w sytuacji dominacji finansowej, jest leadership by compassion. Po co być jak ci faceci i tupać nóżką, pokazywać, że teraz to my jesteśmy silne? Biznesy kobiece przełamują obecnie wszystkie stereotypy i bardzo szybko gonią wskaźniki. Coraz częściej widzę bardzo mądrą postawę: jak zrobić, żeby rzeczywiście budować gender equality

Patrząc na swój własny związek zauważyłam, że dużo było takich momentów u mnie, że Jacek czuł się zagrożony. Wręcz widziałam, że mnie sabotował, bo czuł się zapędzany w kozi róg, zagrożony przez moje sukcesy finansowe. Negocjacje o podłogę zaczęły się od tego, że powiedziałam: „Jacek, nie opłaca mi się, lepiej jak ty umyjesz, bo moja godzina pracy jest więcej warta.” Po ludzku, prosty rachunek.

Tak, trzeba było zacząć mówić jego językiem. 

Tak. Gdy teraz mamy dyskusje, on mówi: „Wiesz co, Aga? To ja zostanę z dzieciakami, a ty pojedź na konferencję.” Już nie muszę wymuszać - dialog jest zupełnie na innym poziomie i w oparciu o zasadę, że wszyscy gramy do jednej bramki. „Jako rodzina będziemy zarabiać więcej, jak ja ciebie będę wspierał. Po prostu nam się finansowo bardziej opłaca, jak ty robisz biznes.”

Nie jest to jednak model, w którym pasożytuję, jednak to, co zarabiam służy nam wszystkim - wymaga to pewnego zaufania, a z mojej strony schowania butnej dumy i ego w głęboką kieszeń na rzecz dialogu, pełnej zrozumienia rozmowy. 

Partnerstwo.

Partnerstwo, tak. Bez szyderstwa: „ooo, zarabiam lepiej niż ty hahaha”. Nie pozwalam też na to, żeby temat wypłynął w jakimś męskim gronie, nie daj Boże w świecie korporacji, takiej typowo męskiej, gdzie jeszcze wszyscy samcy, triathlony, wieczny wyścig... Wiem, jakie to byłoby dla niego bolesne.

Dla mnie to świat pełen paradoksów - z jednej strony chcą, żeby ich partnerki przejęły dowodzenie w obszarze życia rodzinnego i dały im przestrzeń na karierę zawodową, hobby itd., a z drugiej widziałam ich autentyczny podziw, kiedy przemawiałam na TEDx i mówiłam o swojej niestandardowej przedsiębiorczości. Tutaj też widzę nadzieję na zmiany właśnie w dialogu, zamiast okopywaniu się w swoich stanowiskach.

Relacje zawodowe i trudne sytuacje

Zwróciłaś uwagę na kroczenie w tym samym kierunku. Myślę, że to jest ważne i w biznesie, i w przyjaźni, i w związku. Rozmawiam z niektórymi kobietami, ale też z mężczyznami, właścicielami firm, którzy mają trudności z rozwiązywaniem trudnych sytuacji w pracy. Jak sobie wtedy radzisz?

Mam dwojakie narzędzia. Z jednej strony to, co na początku mówiłam, że uczę się u osób, które pozjadały zęby na leaderships i wywodzą się z korporacji, więc trudne rozmowy mają opanowane – wiedzą, jakich słów i fraz używać, żeby umieć się porozumieć z osobą, która ma zupełnie inną dynamikę.

My w zespole byśmy się po prostu zjadły, gdybyśmy nie miały dla siebie zrozumienia i cierpliwości. Takiego zrozumienia, że ktoś może mieć inaczej, na coś innego kładzie nacisk. Więc to jest jedno, co pozwala mi wzrastać to to przeprowadzać trudne rozmowy jak najszybciej: jeżeli wiem, że dla kogoś jest coś ważne, to staram się tę strefę podwójnie chronić, żeby kogoś nie zranić.

„Jeżeli wiem, że dla kogoś jest coś ważne, to staram się tę strefę podwójnie chronić, żeby kogoś nie zranić”

Z drugiej strony pozwalam sobie w biznesie po prostu na intuicję. Kiedy potrzebuję podjąć trudną decyzję, wiem, że coś mnie gniecie, a nie wiem jak to powiedzieć, nie chcę kogoś urazić i tak dalej, wtedy siadam i zaczynam dziergać. Poważnie! Uspokaja się oddech, przypominam sobie, co jest dla mnie ważne, co nas łączy, na jakich płaszczyznach gramy do tej samej bramki, gdzie mamy wspólne cele, a gdzie się rozjechaliśmy na tych detalach, które sprawiają, że coś jest trudne.

To przychodzi ze środka; zaczynam być po prostu spokojna i wierzę, że rozwiązanie przyjdzie - niekoniecznie tu i teraz. Czasem dobrze wziąć głęboki wdech, powiedzieć: „Wiesz co, spotkajmy się jutro, pojutrze, muszę pomyśleć”. Dać sobie prawo do tego, żeby wcisnąć pauzę.

Nawet jeśli nie znajdę rozwiązania, to po drodze kogoś nie stracę, nie zranię, nie zrobię gafy – bo ja jestem bardzo emocjonalna i na przykład mogę się unosić w emocjach. Totalnie nieprofesjonalnie, w środku rozmowy z całym zespołem popłaczę się, bo coś nam nie wyszło.

Samoświadomość to klucz. Nie biczuję się za to, że taka jestem. Już tak mam, ale jednak poszukałam narzędzi, dzięki którym nie dopuszczam, aby sabotowało to pracę innych.

Nauczyłam się robić sobie pauzę i to nie tylko z intencją, żeby kogoś nie zranić, ale z miłością do siebie, żeby rozmowa nie odbyła się moim kosztem. Jestem typem, który wszystkim dookoła nieba chce przychylić, a później wrzody żołądka i płacze po nocach.

Kiedy zaczęłam myśleć, jak to zrobić, żeby też siebie w tym wszystkim chronić, swoje zasoby, no bo jednak one są najważniejszymi zasobami w tej organizacji, zrozumiałam, że w każdej trudnej rozmowie można zminimalizować te najtrudniejsze rzeczy. W praktyce często jest tak, że albo to są rozmowy o finansach, albo o jakichś planach, które się nie udały i wtedy zawsze staram się skupiać na tym, jaką lekcję możemy z tego wyciągnąć.

Na przykład robimy wielką konferencję - duża inwestycja, wszystkie jesteśmy wypompowane, ledwo żyjemy... Odbiór jest świetny, ale czy się zwróci ta konferencja w ciągu miesiąca, dwóch i czy w ogóle - nie wiemy. Pojawia się stres i presja.

Jednak, nawet jeżeli miałby być czarny scenariusz i dołożymy do tego biznesu, to jaką lekcję możemy z tego wyciągnąć? Wiem, że skorzystamy z tego robiąc drugą konferencję, bo już się tego nie będziemy musiały uczyć. Skierowanie tego minusa na to, jaki plus z tego wszystkiego dla nas wynika bardzo pomaga, nawet w trudnych sytuacjach.

„Każda zła sytuacja ma swój pozytywny aspekt”

Kiedy szefowa jest wizjonerką

Jesteś osobą pełną energii, motywujesz, masz wizję, masz misję, dążysz do celu.  Bardzo dużo z siebie dajesz. Otaczasz się ludźmi, którzy też chcą iść tą drogą. Powiedz proszę, jak radzisz sobie z tym, że nie każdy ma takie samo tempo rozwoju, jak Ty? I że to jest okay pozwolić im, by maszerowali we własnym tempie?

Zespół pokazał mi, że jestem wizjonerem, więc dla mnie dużą łatwością jest strzelanie pomysłami, wymyślanie, inspiracja. Mi brakuje tego “końca”, jak to się mówi. To dziewczyny z zespołu robią szczegóły, ja rzucam wizję i róbcie, róbcie, a ja jestem już trzy wizje do przodu – na przykład jak to będzie na konferencji za rok. Jestem tym typem.

Ale zauważyłam, że przez to, że jest zespół, to pojawia się taka... nie chcę powiedzieć ciężkość, ale ten moment, kiedy te decyzje muszą być bardziej wyważone, bardziej odpowiedzialne. To nie jest tak, że ja im teraz wrzucę: dzisiaj promujemy to. My musimy miesiąc wcześniej zaplanować, bo mamy grafik, muszą godziny pracy zaplanować i tak dalej.

To mnie bardzo zdyscyplinowało. Świadomie otaczam się ludźmi, którzy trochę studzą mój zapał do zaczynania nowych projektów i stawiają na dokańczanie, detale.

„Świadomie otaczam się ludźmi, którzy trochę studzą mój zapał do zaczynania nowych projektów i stawiają na dokańczanie, detale”

Systemy są dobre, pomagają.

Tak. Zauważyłam też wartość mądrego kanalizowania tej kreatywności i tempa w konkretnych miejscach. Jest na przykład program Akademia Rękodzielnika. To jest półroczny program: przychodzą rękodzielnicy i chcą się nauczyć jak prowadzić warsztaty, jak dobrze sprzedawać produkty, albo jak stworzyć swój kurs online czy warsztat online.

Zauważyłam, że kiedy ja tę kreatywność i to tempo mogę skanalizować na spotkaniu, to ja swoją energią obdzielam grupę 6-8 osób i jestem 2 godziny na takich obrotach, że obdaruję pomysłami i inspiracją każdego z nich. Oni wychodzą i każdy ma masę pomysłów do sprawdzenia. I wiem, że nie mogę tych spotkań robić częściej niż raz na dwa tygodnie, bo oni by nie zdążyli po prostu wszystkiego przerobić i wdrożyć w życie. A wszyscy wiemy, że najlepszy pomysł jest bezwartościowy bez wdrożenia.

Sądzę, że też dobrze dla osoby kreatywnej, dla wizjonera, mieć zespół, który powie: ok, ale co teraz robimy? Jaki jest plan?

Bardzo pomaga takie, ja to nazywam, parkowanie pomysłów. Czyli pojawia się bardzo dużo pomysłów, pojawia się chęć galopu, turbo tempa, ale ja to po prostu zapisuję. I bardzo często jest tak, że kiedy tych pomysłów pojawia się bardzo dużo i przychodzi ktoś z naszego zespołu z zupełnie innymi kompetencjami, kto patrzy na te rzeczy zupełnie inaczej, to składa to jak puzzle.

Więc to pędzenie do przodu niekoniecznie jest złe, ale dobrze jest nauczyć się nad tym panować. I też dostrzegłam, że nie wszyscy tak mają. Że są osoby, dla których slow to jest naprawdę slow i mnie to kiedyś bardzo irytowało, odpychałam takie osoby. Nie mogłam pojąć, że inni tak mają. Musiałam zaakceptować, że ja mam tak, a inni inaczej. Moje slow to jest turbo.

Zgłębiałam, jakie są jeszcze inne typy osobowości, inne typy komunikowania się. Studiowałam te wszystkie modne narzędzia, np. Disc, Gallup, przeróżnej inne sposoby, aby poprawić komunikację w zespole. To bardzo ułatwia nam pracę i świadome poszukiwanie ludzi, którzy uzupełniają nasze kompetencje, aby jeszcze lepiej służyć naszym klientom.

„Świadomie poszukuję ludzi, którzy uzupełniają nasze kompetencje, aby jeszcze lepiej służyć naszym klientom”

Pasja a pracoholizm czyli jak uniknąć pułapki

Cienka linia między pasją a pracoholizmem. Złapałaś się na tym? Bo to jest bardzo cienka linia.

Pomaga mi rękodzieło. Gdy jestem bliska wypalenia, nerwowa, to uciekam w rodzinę. A kiedy widzę, że dzieci zaczynają mnie irytować, to wracam do pracy. Jako kobiety mamy dużo aspektów w swoim życiu. Dla mnie największym wyczynem jest właśnie balans, czyli „nieprzeginanie” w żadnej dziedzinie, i uważność. Kiedy dziergam, ta uważność się pojawia. Jestem w stanie spoglądać na swoje życie, codzienność, decyzje “z lotu ptaka”.

„Najważniejsza jest równowaga i uważność”

Co Cię wprowadza w zachwyt, co dotyka Twojej duszy i jak dbasz o swoje pozytywne wibracje?

Ooo, to jest świetne pytanie. Ostatnio uświadomiłam sobie, że mam rytuały, mimo, że wszystko się dzieje w ciągłym biegu, na ciągłym spontanie. Uwielbiam otaczać się ładnymi przedmiotami. Na przykład wchodzę do biura, gdzie mam jakąś zaczętą robótkę, i potrafię pójść i ją trzy razy przestawić, żeby to szydełko ładnie leżało na górze włóczki, bo to musi ładnie wyglądać.

Albo potrafię trzy razy zmieniać pozycję świeczki, żeby mi się ona idealnie komponowała na półeczce z sentymentalnymi gadżetami, na którą patrzę siedząc przy biurku.

Włącza się wewnętrzny architekt. 

Tak, tak. Otaczanie się pięknem jest dla mnie bardzo ważne. Patrzę na swoje biuro i jestem wdzięczna, że tu pracuję. Mam tutaj swój ulubiony wydziergany koc, taki miękki i ładnie wygląda w kadrze. Kwiatki, jasna przestrzeń, balkon.

Staram się łapać malusieńkie zachwyty, gdy na przykład piję herbatę i patrzę na panoramę Poznania. To są mikrosekundy w skali całego dnia pracy, ale to są chyba te rzeczy, które sprawiają, że naprawdę wznoszę się na zupełnie inny poziom. 

Albo jak idę odprowadzić dzieciaki... Rano wychodzę, jest chłodno, to ściągam sweter, żeby czuć ten chłód. Wtedy ciało się ożywia. To jest dostępne dla nas wszystkich na wyciągnięcie ręki, za darmo. Takie zatrzymywanie się i dostrzeganie, że jestem tu i teraz, że jestem zdrowa, szczęśliwa, spełniona.

Taka praktyka wdzięczności.

Tak, dokładnie. Wiem, że teraz mówi się dużo o praktykach wdzięczności, ale czasem wystarczy po prostu poleżeć na sofie, po całym dniu, z rodzinką; zauważyć, że kurczę, jesteśmy wszyscy zdrowi, niczego nam nie brakuje, świeci nam słońce prosto w okna i jest tak przyjemnie...

Albo mamy taki rytuał: teraz iPhony robią takie zlepki ze zdjęć, że wychodzi z tego filmik. Siadamy sobie, każdy wyciąga swoją komórkę i oglądamy te foty. Łapiemy te momenty nie tylko swoje, patrzymy jak dzieci widzą ten świat. I czasami widzisz siebie na zdjęciu jak latasz w staniku jeszcze nie ubrana i drzesz się, że śniadanie nie zrobione.

Takie zatrzymywanie się, dostrzeganie chwil, które tak szybko uciekają, to momenty krzesania w sobie autentycznej wdzięczności, że mamy w tej codzienności partnerów gotowych nas zatrzymać, dać autorefleksję.

„Takie zatrzymywanie się, dostrzeganie chwil, które tak szybko uciekają, to momenty krzesania w sobie autentycznej wdzięczności”

Co warto obejrzeć i czego posłuchać, czyli Agnieszka Gaczkowska poleca

Twój ulubiony podcast i książka. Taka, z której teraz czerpiesz garściami, bo ja również wierzę w to, że jeżeli my potrzebujemy jakiejś informacji i wiedzy, to ona do nas przychodzi. 

Tak, tak. Przyznam Ci się, że podcastów słucham nałogowo, bo współtworzę projekt "Najlepsze polskie podcasty”, w którym wraz z innymi doświadczonymi podcasterami polecamy nowe odcinki polskich twórców, aby pomóc im w promocji wartościowych, naszym zdaniem, treści.

Ale również uwielbiam angielskojęzyczne podcasty. Słucham teraz takiego projektu “Show OFF”  Merilyn Wilson Berretta (ja z nią jestem w mastermindzie, stąd się znamy). Ta seria podcastów pokazuje kobiety, z którymi Merilyn przeprowadza wywiad i one mówią, jakie inne kobiety je zainspirowały. Jest to jakby praktyka odwracania reflektora. Kiedy on świeci na mnie, odbijam go lusterkiem dalej.

W ogóle piękna seria, sama zostałam zaproszona jako gość i czuję się zaszczycona, że mogłam być w gronie takich osób. Moja mentorka też była jednym z gości, więc dla mnie to było takie symboliczne zamknięcie kręgu wymiany wiedzy, ale też pokazanie idei, że mamy coś do powiedzenia, kiedy nie mówimy o sobie. Praktyka podawania pałeczki w sztafecie dalej innym kobietom - taki nasz kobiecy krąg. Przepiękny podcast, polecam.

Jeśli chodzi o książkę, to słucham teraz w formie audiobooka wszystkich prac Davida R. Hawkinsa, który jest autorem Map of Consciousness – opowiada o kalibracji; gdzie jest miłość, gdzie jest nienawiść i tak dalej. Czytałam to bardzo dawno temu w formie książki i przyznam, że to było ciężkie do przedarcia się. W formie audio nagrane są jego różnego rodzaju prelekcje i wywiady. To jest podane  zupełnie innym językiem, plus jest tam jego poczucie humoru. I przyznam, że jestem pod ogromnym wrażeniem.

Jedna z tez to: niezależnie co robisz, ważne jest, kim jesteś. Ten aspekt mocno ze mną rezonuje - daje pozwolenie na po prostu bycie sobą bez tego wiecznego pędu.

„Niezależnie co robisz, ważne jest, kim jesteś”

Plany na przyszłość

Porozmawiajmy jeszcze o podboju świata…

Oczywiście o podboju świata i skutecznym zarażaniu bakcylem rękodzieła mogłabym godzinami, ale z takich konkretnych najbliższych planów to:

Niedawno zakończyliśmy pierwszą w Polsce konferencję handmade dla branży rękodzieła -  HANDMADE BIZ SUMMIT 2022 - kończymy podsumowania, nagrania z prelegentami przenosimy na nowoczesną platformę online, aby każdy, kto tylko chce z nich skorzystać, mógł sobie wykupić i  oglądać z dowolnego urządzenia, w dowolnym miejscu  i czasie. Można to znaleźć tutaj: https://oplotki.pl/handmade-biz-summit-2022/

Już ze wzruszeniem czytam pierwsze opinie uczestników i wiem, że zebrałyśmy ogrom wartości z branży handmade w jednym miejscu - pozycja obowiązkowa dla twórców, którzy chcą zarabiać na handmade

Ta konferencja jednocześnie otworzyła 2 z naszych Oplotkowych flagowych programów:

  • na koniec września ruszyła (już 6-ta) edycja AKADEMII RĘKODZIELNIKA - czyli programu wsparcia twórców handmade w budowaniu stabilnej działalności zarobkowej na bazie rękodzieła (tutaj szczegóły: https://oplotki.pl/akademia-rekodzielnika/ )
  • BIZNESOWY MASTERMIND - dla przedsiębiorczyń online, które chcą czerpać z mojego doświadczenia budowania marki OPLOTKI i przekładać na swoją branżę, niekoniecznie handmadehttps://oplotki.pl/mastermind/

Oba programy to półroczne formaty, więc wszystkie siły koncentrujemy na rozmowach z osobami zainteresowanymi, aby doradzić, czy to celna inwestycja czasu i finansów we własny rozwój. 

Kiedy tylko zamkniemy rekrutację, zabieramy się za oferty warsztatów świątecznych dla naszych klientów korporacyjnych oraz za poniedziałkowe (co poniedziałek o 18.30 na naszym kanale Youtube lub FB) bezpłatne warsztaty rękodzieła na żywo, bo to już praktycznie rampa do świąt Bożego Narodzenia. 

Na przyszły rok, a właściwie lata, planujemy rozwój naszej marki-córki „Handmade from Poland”, kierowanej już nie tylko (jak Oplotki) do polskojęzycznego odbiorcy. Planujemy dalsze badanie rynku oraz start kanału YouTube oraz dalsze rozwijanie kanału na Instagramie (https://www.instagram.com/handmade_from_poland/), aby promować naszych rodzimych twórców rękodzieła na rynku międzynarodowym.

Otwieramy się też na propozycje współpracy, aby łączyć siły ze strategicznymi partnerami. 

Dziękuję Ci bardzo i życzę szczęścia. I myślę, że jeszcze może uda nam się kiedyś porozmawiać. 

Ja też. Boże, ja się tak nakręcam tymi rozmowami, że to jest lepsze niż kawa. Oplotki są właśnie o tym - o dialogu i wartości dodanej, którą tworzymy podczas wymiany wiedzy - ona zawsze będzie większa, niż suma nas samych osobno. 

„Oplotki są właśnie o tym - o dialogu i wartości dodanej, którą tworzymy podczas wymiany wiedzy - ona zawsze będzie większa, niż suma nas samych osobno”

Pomnożysz, dzieląc.

Dziękuję, że mogłam podzielić się moją historią z czytelnikami. 

Do obejrzenia/posłuchania:

  • Merilyn Wilson Berretta, seria podcastów "Show OFF";
  • Wszystkie prace Davida R. Hawkinsa, autora „Mapy poziomów świadomości” w formie audiobooka.

Od autorki: serdecznie polecam lekturę książki Agnieszki Gaczkowskiej pt. „Oplotki. Sukces handmade”.

Artykuł dostępny w wersji audio:
Materiał video do artykułu:
Powiązane artykuły:
Brak artykułów

Nie przegap nowych publikacji na Mamonie

Zostaw poniżej swój adres email, a w każdy wtorek otrzymasz podsumowanie nowych artykułów.